Hej kochani! Mimo, że post o trądziku już był, to ta zmora nadal lubi do mnie w większym lub mniejszym stopniu wracać. Najbardziej chyba dokuczliwe były dla mnie krostki podskórne i przebarwienia i to na nie postanowiłam użyć kremu Skinoren
Uważam na wstępie, że ludzie niepoważnie podchodzą do kremów na trądzik. Używają je, gdy mają małe problemy tego typu, bądź jest to dla nich zamiennik kremu. Myślę, ze warto zachować przy tych produktach wyjątkową ostrożność i zdrowy rozsądek. Nie są to kremy nawilżające, są to mocniejsze specyfiki i bez rozwagi można sobie nimi zrobić krzywdę. Wystarczy wejść na fora, gdzie dziewczyny krzyczą i płaczą, że tego typu kremy pogorszyły problem i trudno było go naprawić.
W temacie samego kremu. Jest on polecany dla osób z małymi i średnimi problemami trądzikowymi.
Niektórzy nawet mówią, że jest to ostatni RATUNEK przed zdecydowaniem się na dermatologa.
Krem zawiera w sobie 200 mg kwasu azelainowego. Jego zamiennikiem jest żel, ale podobno działa o wiele słabiej. Cena jego to koło 30-40 zł, na tyle musimy się przygotować. Jego tańszym zamiennikiem jest Ance Derm. Różnią się tak naprawdę nie głównym składnikiem, a tymi kolejnymi i ich kolejnością w składzie.
Maść zakupiłam za 35 zł w Aptece. Powiem Wam, że długo myślałam nad rozpoczęciem kuracji nim. Wizualnie zrobił na mnie dobre wrażenie. Wcześniejsza wersja mocno przypominała maść typowo leczniczą. Chyba też ona była kiedyś na receptę? Teraz design mówi coś typu " Jestem maścią lecznicza, ale luz bierz mnie". Maść jest białego koloru, konsystencja jak zwykłego kremu.
Na początku używałam go 2 -3 tyg w kwietniu. Raz dziennie, na noc. Niestety nie było żadnych efektów poza szczypaniem i pieczeniem. Zostałam tym zniechęcona i go odstawiłam.
Ostatnio pod wpływem impulsu, w październiku postanowiłam, że spróbuje zakończyć tym kremem sprawę przebarwień i krostek podskórnych. Stosowałam tylko PUNKTOWO przez dobry miesiąc, rano i wieczorem. Efekty były dopiero po miesiącu. Krostki podskórne zaczęły znikać, a przebarwienia wyrównywać. Jednak bardzo słabo radził sobie u mnie z pojedynczymi cystami.
Ale czemu nazwałam ten krem, że ma wiele twarzy? Bo u każdego działa inaczej. U jednych osób dobrze radzi sobie z cystami, u jednych z przebarwieniami, a u ostatnich może nic nie robić.
Mam wrażenie, ze producenci sami nie wiedza jak u kogo ten krem zadziała, dlatego tu zwraca, uwagę znowu, ze warto być ostrożnym. Ponadto, krem mocno przesusza cere, nie warto stosować go na całej powierzchni twarzy, a punktowo.
A Wy znacie może krem Skinoren ?
Uważam na wstępie, że ludzie niepoważnie podchodzą do kremów na trądzik. Używają je, gdy mają małe problemy tego typu, bądź jest to dla nich zamiennik kremu. Myślę, ze warto zachować przy tych produktach wyjątkową ostrożność i zdrowy rozsądek. Nie są to kremy nawilżające, są to mocniejsze specyfiki i bez rozwagi można sobie nimi zrobić krzywdę. Wystarczy wejść na fora, gdzie dziewczyny krzyczą i płaczą, że tego typu kremy pogorszyły problem i trudno było go naprawić.
W temacie samego kremu. Jest on polecany dla osób z małymi i średnimi problemami trądzikowymi.
Niektórzy nawet mówią, że jest to ostatni RATUNEK przed zdecydowaniem się na dermatologa.
Krem zawiera w sobie 200 mg kwasu azelainowego. Jego zamiennikiem jest żel, ale podobno działa o wiele słabiej. Cena jego to koło 30-40 zł, na tyle musimy się przygotować. Jego tańszym zamiennikiem jest Ance Derm. Różnią się tak naprawdę nie głównym składnikiem, a tymi kolejnymi i ich kolejnością w składzie.
Maść zakupiłam za 35 zł w Aptece. Powiem Wam, że długo myślałam nad rozpoczęciem kuracji nim. Wizualnie zrobił na mnie dobre wrażenie. Wcześniejsza wersja mocno przypominała maść typowo leczniczą. Chyba też ona była kiedyś na receptę? Teraz design mówi coś typu " Jestem maścią lecznicza, ale luz bierz mnie". Maść jest białego koloru, konsystencja jak zwykłego kremu.
Na początku używałam go 2 -3 tyg w kwietniu. Raz dziennie, na noc. Niestety nie było żadnych efektów poza szczypaniem i pieczeniem. Zostałam tym zniechęcona i go odstawiłam.
Ostatnio pod wpływem impulsu, w październiku postanowiłam, że spróbuje zakończyć tym kremem sprawę przebarwień i krostek podskórnych. Stosowałam tylko PUNKTOWO przez dobry miesiąc, rano i wieczorem. Efekty były dopiero po miesiącu. Krostki podskórne zaczęły znikać, a przebarwienia wyrównywać. Jednak bardzo słabo radził sobie u mnie z pojedynczymi cystami.
Ale czemu nazwałam ten krem, że ma wiele twarzy? Bo u każdego działa inaczej. U jednych osób dobrze radzi sobie z cystami, u jednych z przebarwieniami, a u ostatnich może nic nie robić.
Mam wrażenie, ze producenci sami nie wiedza jak u kogo ten krem zadziała, dlatego tu zwraca, uwagę znowu, ze warto być ostrożnym. Ponadto, krem mocno przesusza cere, nie warto stosować go na całej powierzchni twarzy, a punktowo.
Jeśli interesują Was delikatniejsze produkty zapraszam na post Walka z tradzikiem -Zdjęcia + moi sprzymierzeńcy
A Wy znacie może krem Skinoren ?