Czy oznaczenie z króliczkiem mają sens? Czy parabenów faktycznie trzeba się bać? Czy długość składu mówi o jakości kosmetyku ? Te wszystkie odpowiedzi na pytania można znaleźć w książce "Bez Parabenów"
Przyznam, że skusiłam się na tą maseczkę przez blogerkę Alinke. Bardzo polecała tą maseczkę na zmarszczki na czole. Ponadto już dawno chciałam wypróbować produkty z algami. Nacomi firmę nawet całkiem lubię. Nigdy mnie ich kosmetyki nie podrażniły i zawsze podobał mi się ich design.
Maseczka algowa rozjaśniająca `Borówka`
Jak sama nazwa wskazuje maseczka ma mieć działanie rozjaśniające, przeznaczona też jest do cery naczynkowej, dojrzałej. Zawiera kwasy organiczne, witaminę C i witaminy z grupy B. W internecie nie ma o niej jednoznacznej opinii. Wiele osób ją odrzuca przez problem z przygotowaniem produktu. Maseczkę otrzymujemy w opakowaniu z ładnym designem. Maseczkę sami musimy przygotować i rozrobić z wodą. Przyznam, że bardzo ciężko osiągnąć docelową konsystencje. Zazwyczaj na twarz po prostu nakładałam "gluty", bardzo ciężko wszystko dokładnie wymieszać. Jednak przykrego zapachu jaki jest częstym zarzutem nie doświadczyłam. Coś czuć, ale nie jestem zwolenniczką, że każdy kosmetyk musi pięknie pachnieć, dla mnie one mają przede wszystkim działać.W kwestii działania byłam bardzo zadowolona. Po dosyć bolesnym ściąganiu maski możemy poczuć dosyć solidną dawkę nawilżenia oraz faktycznie ujednolicenie koloru cery. Nie stosowałam maseczki codziennie na czoło, było to dla mnie lekką przesadą, ale 3 razy w tygodniu ? Tak i pomogło to, na tą przykrą zmarszczkę, została lekko spłycona, praktycznie już niewidoczna.
Skład jednak sam w sobie nie jest najkrótszy. Dosyć długi w moim odczuciu na maseczkę czysto algową.
Diatomaceous Earth,Algin, Clacium Sulfate Hydrate, Tetrasodium Pyrophosphate, Sodium Ascorbate, Maltodextrin, Vaccinium Myrtillus Fruit Extract, ,Parfum,Ultramarines, CI 12085, Silica, Benzyl Salicylate, Linalool, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene, Carboxyladehyde, Cinnamyl Alcohol
Maseczka starczy na 10-15 nawet zużyć. Cena to około 19zł więc uważam, że nie przepłaca się za nią.Mimo próby z samym wyrobieniem maseczki, dobrze ją wspominam, jednak nie wiem czy do niej wróce. Jest dużo maseczek algowych na rynku, które będę chciała bardzo wypróbować :)
Maseczka algowa rozjaśniająca `Borówka`
Jak sama nazwa wskazuje maseczka ma mieć działanie rozjaśniające, przeznaczona też jest do cery naczynkowej, dojrzałej. Zawiera kwasy organiczne, witaminę C i witaminy z grupy B. W internecie nie ma o niej jednoznacznej opinii. Wiele osób ją odrzuca przez problem z przygotowaniem produktu. Maseczkę otrzymujemy w opakowaniu z ładnym designem. Maseczkę sami musimy przygotować i rozrobić z wodą. Przyznam, że bardzo ciężko osiągnąć docelową konsystencje. Zazwyczaj na twarz po prostu nakładałam "gluty", bardzo ciężko wszystko dokładnie wymieszać. Jednak przykrego zapachu jaki jest częstym zarzutem nie doświadczyłam. Coś czuć, ale nie jestem zwolenniczką, że każdy kosmetyk musi pięknie pachnieć, dla mnie one mają przede wszystkim działać.W kwestii działania byłam bardzo zadowolona. Po dosyć bolesnym ściąganiu maski możemy poczuć dosyć solidną dawkę nawilżenia oraz faktycznie ujednolicenie koloru cery. Nie stosowałam maseczki codziennie na czoło, było to dla mnie lekką przesadą, ale 3 razy w tygodniu ? Tak i pomogło to, na tą przykrą zmarszczkę, została lekko spłycona, praktycznie już niewidoczna.
Skład jednak sam w sobie nie jest najkrótszy. Dosyć długi w moim odczuciu na maseczkę czysto algową.
Diatomaceous Earth,Algin, Clacium Sulfate Hydrate, Tetrasodium Pyrophosphate, Sodium Ascorbate, Maltodextrin, Vaccinium Myrtillus Fruit Extract, ,Parfum,Ultramarines, CI 12085, Silica, Benzyl Salicylate, Linalool, Hexyl Cinnamal, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene, Carboxyladehyde, Cinnamyl Alcohol
Maseczka starczy na 10-15 nawet zużyć. Cena to około 19zł więc uważam, że nie przepłaca się za nią.Mimo próby z samym wyrobieniem maseczki, dobrze ją wspominam, jednak nie wiem czy do niej wróce. Jest dużo maseczek algowych na rynku, które będę chciała bardzo wypróbować :)
Hej kochani!
Ostatnio miałam przyjemność brać udział w promocji Black Friday. Niestety wiele sklepów po prostu nas oszukuje. Podnosi ceny, potem obniża, to straszenie odrzuca i aż przez oszukiwanie konsumentów tracę zaufanie do niektórych marek. The Body shop uważam jednak, że dało fajną promke. Za 25 czy 30 zł ( nie pamiętam hah) można było kupić masełka oraz peelingi do ciała. Wspominam dobrze ich kosmetyk, dlatego śledziłam ceny regularne kosmetyków i jak zobaczyłam promocje kupiłam owe produkty masło do ciała cukierki miętowe oraz pomarańczowy peeling do ciała.
Masło cukierki miętowe
Poleciłabym je tylko jednej grupie, tym co kochają mięte. Zapach mięty jest cudowny. Pachnie się jak urocza, słodka miętóweczka. Zapachem jestem bardzo zauroczona. Samo masło rozprowadza się dobrze po ciele i szybko wchłania, nie polecam jednak go skórze alergicznej. Mocno podrażnia mnie na rękach wywołując czerwone plamy. Powód możemy znaleźć w składzie. Nie jest on najgorszy, nie. Masełko Shea na drugim miejscu jest naprawdę bardzo dobrym znakiem, jednak Eugenol ? Nie jestem kosmetologiem, ale jest podawany ten składnik jako silnie podrażniający, co w sumie odczułam dosyć mocno. Moja skóra jest bardzo kapryśna i przyzwyczaiłam się, ale jeśli ktoś nie lubi takch niespodzianek to odradzam owe masełko. Na swoim przykładzie widzę jednak, że skóra się do niego przyzwyczaja i z czasem już mniej reaguje. Masło dobrze odżywia skórę, efekt odczuwalny cały dzień, zapach niestety tyle się nie utrzymuje maks do 2-3h. Najbardziej lubie aplkować go na dłonie.
Peeling Satsuma
Uwielbiam pomarańcze, ich zapach, w sumie dlatego zdecydowałam się na ten produkt. Jednak obietnice producenta nie są spełnione. Zdecydowanie ten peeling przynajmniej u mnie się nie pieni, ale może to i dobrze? Tak samo, jak miętowe cukierki czuć mocny zapach w tym przypadku pomarańczy. Cudny, długo też utrzymuje się w łazience. Oczyszczanie ciała nazwałabym na poziomie przeciętnym, całkiem niezły, ale efekt bardzo delikatny. Nie kupiłabym w cenie podstawowej (50-60zł). 20zł około można faktycznie za niego dać, portfel nie zaboli. w składzie jest SLS co myślę może wiele osób odrzucić, ten produkt na szczęście nie wywołał u mnie żadnego podrażnienia.
Z produktami The Body Shop mam pewien problem. Są one dobre, ale w moim odczuciu tylko tyle. Nie mają one spektakularnych właściwości, a cena za nie około 50-80 zł jest dla mnie grubą przesadą. Polecam te kosmetyki wypróbować tylko jak są promocje. Wtedy są one warte swojej ceny.
Ostatnio miałam przyjemność brać udział w promocji Black Friday. Niestety wiele sklepów po prostu nas oszukuje. Podnosi ceny, potem obniża, to straszenie odrzuca i aż przez oszukiwanie konsumentów tracę zaufanie do niektórych marek. The Body shop uważam jednak, że dało fajną promke. Za 25 czy 30 zł ( nie pamiętam hah) można było kupić masełka oraz peelingi do ciała. Wspominam dobrze ich kosmetyk, dlatego śledziłam ceny regularne kosmetyków i jak zobaczyłam promocje kupiłam owe produkty masło do ciała cukierki miętowe oraz pomarańczowy peeling do ciała.
Masło cukierki miętowe
Poleciłabym je tylko jednej grupie, tym co kochają mięte. Zapach mięty jest cudowny. Pachnie się jak urocza, słodka miętóweczka. Zapachem jestem bardzo zauroczona. Samo masło rozprowadza się dobrze po ciele i szybko wchłania, nie polecam jednak go skórze alergicznej. Mocno podrażnia mnie na rękach wywołując czerwone plamy. Powód możemy znaleźć w składzie. Nie jest on najgorszy, nie. Masełko Shea na drugim miejscu jest naprawdę bardzo dobrym znakiem, jednak Eugenol ? Nie jestem kosmetologiem, ale jest podawany ten składnik jako silnie podrażniający, co w sumie odczułam dosyć mocno. Moja skóra jest bardzo kapryśna i przyzwyczaiłam się, ale jeśli ktoś nie lubi takch niespodzianek to odradzam owe masełko. Na swoim przykładzie widzę jednak, że skóra się do niego przyzwyczaja i z czasem już mniej reaguje. Masło dobrze odżywia skórę, efekt odczuwalny cały dzień, zapach niestety tyle się nie utrzymuje maks do 2-3h. Najbardziej lubie aplkować go na dłonie.
Peeling Satsuma
Uwielbiam pomarańcze, ich zapach, w sumie dlatego zdecydowałam się na ten produkt. Jednak obietnice producenta nie są spełnione. Zdecydowanie ten peeling przynajmniej u mnie się nie pieni, ale może to i dobrze? Tak samo, jak miętowe cukierki czuć mocny zapach w tym przypadku pomarańczy. Cudny, długo też utrzymuje się w łazience. Oczyszczanie ciała nazwałabym na poziomie przeciętnym, całkiem niezły, ale efekt bardzo delikatny. Nie kupiłabym w cenie podstawowej (50-60zł). 20zł około można faktycznie za niego dać, portfel nie zaboli. w składzie jest SLS co myślę może wiele osób odrzucić, ten produkt na szczęście nie wywołał u mnie żadnego podrażnienia.
Z produktami The Body Shop mam pewien problem. Są one dobre, ale w moim odczuciu tylko tyle. Nie mają one spektakularnych właściwości, a cena za nie około 50-80 zł jest dla mnie grubą przesadą. Polecam te kosmetyki wypróbować tylko jak są promocje. Wtedy są one warte swojej ceny.
Zdecydowanie nie jest to najmłodsza paleta, ale niestety nie jestem typową osobą od kolorówki, dlatego tego u mnie za dużo nie znajdziecie. Lubie bawić się kolorami, szczególnie do pracy, ale nie nadążam za tymi trendami. Coś mi wpadnie w oko, to kupuje i tak było z tą paletą. Odcienie bardziej nude, jesienne. Paleta wpadła mi w oko nie od razu. Długo się zastanawiałam, która pójdzie ze mną do domu. Padło na Imogenation.
Najpierw trochę historii. Jest to paleta instagramerki, ale nie jest mi ona znana. Paleta ma w sobie 20 na pigmentowanych cieni. Są matowe, ale też i połyskujące. Wizualnie robi dobre wrażenie, jest śliczna. Z tego co zauważyłam, najlepiej właśnie wypadają palety podczas współpracy z kimś. Kolory są najbardziej starannie dobrane, również i pigmentacja jest bardzo dobra.
Z cieniami pracuje się bezproblemowo. Dobra pigmentacja, ale nie przebija ostatniej palety Kobo, którą Wam recenzowałam ostatnio. Na IG w najnowszych moich zdjęciach są foty wykonywane paletą Imogenation. Zdecydowanie będę ją używać, plus dodam, że kupiłam ją w ładnej promocji. Bo chyba za około 33zł w drogerii Laboo. Tam ciągle są podobne promki dlatego też bardzo Wam ją polecam.
Dodaj napis |
Najpierw trochę historii. Jest to paleta instagramerki, ale nie jest mi ona znana. Paleta ma w sobie 20 na pigmentowanych cieni. Są matowe, ale też i połyskujące. Wizualnie robi dobre wrażenie, jest śliczna. Z tego co zauważyłam, najlepiej właśnie wypadają palety podczas współpracy z kimś. Kolory są najbardziej starannie dobrane, również i pigmentacja jest bardzo dobra.
Z cieniami pracuje się bezproblemowo. Dobra pigmentacja, ale nie przebija ostatniej palety Kobo, którą Wam recenzowałam ostatnio. Na IG w najnowszych moich zdjęciach są foty wykonywane paletą Imogenation. Zdecydowanie będę ją używać, plus dodam, że kupiłam ją w ładnej promocji. Bo chyba za około 33zł w drogerii Laboo. Tam ciągle są podobne promki dlatego też bardzo Wam ją polecam.
Popularne treningi na youtube. Zdobyły weiele fanow. Sama jestem ich poniekąd fanką. Można zrobić fajne ćwiczenia w domowym zaciszu. Jednak coraz częściej mówi się o problemach związanych z nimi. A jakie one są ?
Nierealistyczne oczekiwania
Treningi na yt nie są ćwiczeniami siłowymi, są to zazwyczaj bardzo dobre cardio, które mają na celu pomóc nam spalić trochę zbędnych kalorii. Jednak dzięki tym treningom nie będziemy mieli pięknie wymodelowanego brzucha, a na pewno bez masy mięśniowej. Cardio to za mało na ładnie wyrzeźbione uda i brzuch, potrzebny też w tym trening siłowy. Ponadto podbić to można porównywaniem się jeszcze do tych trenerek. One bardzo często swoją figure zbudowały na zupełnie innych ćwiczeniach niż na tych co pokazują.
Brak przygotowania
Niestety (w tym ja) dużo osób rozpoczynających treningi z fit celebrytkami nie ma odpowiedniego przygotowania. Porywają się na to osoby często z nadwagą lub nawet otyłością. Takie treningi nie są przygotowane dla tej grupy. Słynny killer czy nawet skalpel Ewy nawet z moją średnią kondycją był naprawdę ciężki. Wydaje mi się, że naprawdę ledwo uniknęłam bólu stawów, czy kręgosłupa. Dodać też trzeba problem z nietrzymaniem moczu, podczas skakania o czym po prostu sie nie mówi. Treningi te są dużym obciążeniem dla organizmu i nie należy od razu porywać się na te najtrudniejsze. Może to spowodować po prostu problemy zdrowotne w niedalekiej przyszłości.
Czy potępiam te treningi? Jak najbardziej nie. Uważam jednak, że nie są one dla wszystkich. Trzeba je robić z głową, znać umiar i swój organizm. A najlepiej połączyć je z treningami siłowymi.
Nie wszystko damy radę zrobić sami. Czasami warto spytać się kogoś o radę. Pójść na siłownie do dietetyka, a nie zostawiać wszystko w rękach filmiku na yt, gdzie nawet prowadząca nas nie widzi.
Nierealistyczne oczekiwania
Treningi na yt nie są ćwiczeniami siłowymi, są to zazwyczaj bardzo dobre cardio, które mają na celu pomóc nam spalić trochę zbędnych kalorii. Jednak dzięki tym treningom nie będziemy mieli pięknie wymodelowanego brzucha, a na pewno bez masy mięśniowej. Cardio to za mało na ładnie wyrzeźbione uda i brzuch, potrzebny też w tym trening siłowy. Ponadto podbić to można porównywaniem się jeszcze do tych trenerek. One bardzo często swoją figure zbudowały na zupełnie innych ćwiczeniach niż na tych co pokazują.
Brak przygotowania
Niestety (w tym ja) dużo osób rozpoczynających treningi z fit celebrytkami nie ma odpowiedniego przygotowania. Porywają się na to osoby często z nadwagą lub nawet otyłością. Takie treningi nie są przygotowane dla tej grupy. Słynny killer czy nawet skalpel Ewy nawet z moją średnią kondycją był naprawdę ciężki. Wydaje mi się, że naprawdę ledwo uniknęłam bólu stawów, czy kręgosłupa. Dodać też trzeba problem z nietrzymaniem moczu, podczas skakania o czym po prostu sie nie mówi. Treningi te są dużym obciążeniem dla organizmu i nie należy od razu porywać się na te najtrudniejsze. Może to spowodować po prostu problemy zdrowotne w niedalekiej przyszłości.
Czy potępiam te treningi? Jak najbardziej nie. Uważam jednak, że nie są one dla wszystkich. Trzeba je robić z głową, znać umiar i swój organizm. A najlepiej połączyć je z treningami siłowymi.
Nie wszystko damy radę zrobić sami. Czasami warto spytać się kogoś o radę. Pójść na siłownie do dietetyka, a nie zostawiać wszystko w rękach filmiku na yt, gdzie nawet prowadząca nas nie widzi.
Hej kochani! Jak wiecie kocham pielęgnacje Ani Age. To że jesteśmy młodzi, mamy 18 bądź 30 lat nieusprawiedliwa nas przed nie dbaniem o naszą skórę. Pielęgnacja jest bardzo ważna, jeśli chcemy zachować dłużej piękny wygląd naszej twarzy. Pamiętajcie też, nie jest to w żaden sposób powierzchowne, nie chcemy oszukać starości, a ją spowolnić. Dbamy o skórę z którą będziemy nosić całe życie. Myślę, że warto chociaż spróbować o nią zadbać. Dzisiaj podam Wam moje kosmetyki biorące udział w tej pielęgnacji oraz inne sposoby.
Kosmetyki
La Roche Posay
Jest to firma na którą postawiłam po Iwostinie i Pharmaceris. Kremik ten ma już w sobie kwas hialuronowy. NIe uważam by było na niego za wcześnie. Słuchajcie przede wszystkim swojej skóry, swoich potrzeb. Wasza koleżanka może mieć cere piękna i bez zmarszczek, a nawet niewysuszoną do 30 roku życia. Do skóry podchodźmy indywidualnie ;)
W temacie samego kremu. Jest on ok. Dlaczego go nie rekomenduje w100% ? Kwas jest na 17 miejscu ! Uwazam to za żart. Ponadto Alkohol denaturowany ? Na 5 miejscu ? Ciesze się, że moja skóra nie została tragicznie wysuszona ani podrażniona. Całkiem niezłe nawilżenie, ale składowo jestem naprawdę rozczarowana (planuje dodać post marek, które są popularne, ale mają naprawdę rozczarowujące, wręcz zapychające składy)
Kiehls awokado
Na razie najbardziej solidny krem pod oczy jaki miałam. Bardzo dobrze dba o tą cieniutką skórę pod oczami, która jeśli jest zaniedbana odkrywa najwięcej sekretów. Kurze łapki, worki pod oczami, opuchlizny. Nie udawajmy, że nam to nie przeszkadza. Nie trzeba od razu zaczynać od kremów jak Kiehls, ale warto w ogóle zacząć jakiś krem używać w tym miejscu ;) Jednak nie zrozumcie, że ten krem jest cudotwórcą. On po prostu solidnie nawilża skórę pod oczami i lekko ją rozświetla i napina. Wydaje się to niewiele, ale na tą chwile nie spotkałam kremu, który by robił chociaż to. Solidny, ale nie idealny ;) Składowo chętnie też bym o nim pogadała apropos PEG
Serum Purito Wit C
Nie dam Wam jeszcze recenzji o tym serum. Ma naprawdę ładny skład, plus ma wit C, która jest naprawdę bardzo ważna. Pamiętajcie, że kwas hialuronowy i wit C bardzo fajnie się uzupełniają. Jak cera ma gorszy dzień to lekko ją podrażnia.
Pixi tonik
Największy hit wśród toników. Bardzo go polubiłam, bo wstrzymał w dużej części wysyp "nieprzyjaciół" na twarzy. Nie łączyć z wit C ! U mnie po tym połączeniu wystąpiło podrażnienie.
Serum nie stosuje z tonikiem powyżej
Olej kokosowy
Wiele osób jest jego przeciwnikiem, a ja go bardzo lubię. Wykonuję prawie codziennie z jego udziałem masaż twarzy i bardzo sobie je chwale. Mnie dodam zapychał olej malinowy!
Zależy to naprawdę od skóry, dlatego jeśli jakiś produkt Wam pasuje, nie zmieniajcie go, bo inni tak mówią.
Krem z filtrem Pharmaceris S SPF50
Przyznam wam szczerze, że rzadko używam tego filtru, bo jest on bardzo średni. Bardzo słaby skład, nawet może lekko zapchać. Staram się jednak go zużyć, gdyż ochrona przed słońcem jest bardzo ważna i dobrze o niej nie zapominać nawet zimą.
Maseczki
Nie powiedziałabym, że to must have, ale z pewnością przyniesie dużą ulge naszej twarzy.
Po maseczki oczyszczające, do tych nawilżających. Od siebie polecam maseczkę od SkinFood, enzymatyczną od Tołpy oraz winną Holika Holika
Masaże Twarzy
W Polsce nadal niedoceniane. Wcześniej rozpoczęcie masaży twarzy może naprawdę zaoszczędzić nam pieniędzy w różnego rodzaju kwasy, botoksy itp Możemy nimi wyszczuplić twarz, usprawnić przepływ krwi i limfy, pożądany owal twarzy i wiele, wiele innych.
Co planuje w najbliższym czasie ?
Na pewno planuje w najbliższym czasie zakup nowych maseczek, firmy Orientana oraz rollera kulkowego do twarzy. Są one bardzo chwalone na yt i nie są w wysokich cenach. Cenowo wypada to 25-100zł Na pewno będzie ich recenzja! Ponadto kosmetyki The Ordinary i Sensum Mare mają wysokie miejsce w moich zainteresowaniach.
Kosmetyki
La Roche Posay
Jest to firma na którą postawiłam po Iwostinie i Pharmaceris. Kremik ten ma już w sobie kwas hialuronowy. NIe uważam by było na niego za wcześnie. Słuchajcie przede wszystkim swojej skóry, swoich potrzeb. Wasza koleżanka może mieć cere piękna i bez zmarszczek, a nawet niewysuszoną do 30 roku życia. Do skóry podchodźmy indywidualnie ;)
W temacie samego kremu. Jest on ok. Dlaczego go nie rekomenduje w100% ? Kwas jest na 17 miejscu ! Uwazam to za żart. Ponadto Alkohol denaturowany ? Na 5 miejscu ? Ciesze się, że moja skóra nie została tragicznie wysuszona ani podrażniona. Całkiem niezłe nawilżenie, ale składowo jestem naprawdę rozczarowana (planuje dodać post marek, które są popularne, ale mają naprawdę rozczarowujące, wręcz zapychające składy)
Kiehls awokado
Na razie najbardziej solidny krem pod oczy jaki miałam. Bardzo dobrze dba o tą cieniutką skórę pod oczami, która jeśli jest zaniedbana odkrywa najwięcej sekretów. Kurze łapki, worki pod oczami, opuchlizny. Nie udawajmy, że nam to nie przeszkadza. Nie trzeba od razu zaczynać od kremów jak Kiehls, ale warto w ogóle zacząć jakiś krem używać w tym miejscu ;) Jednak nie zrozumcie, że ten krem jest cudotwórcą. On po prostu solidnie nawilża skórę pod oczami i lekko ją rozświetla i napina. Wydaje się to niewiele, ale na tą chwile nie spotkałam kremu, który by robił chociaż to. Solidny, ale nie idealny ;) Składowo chętnie też bym o nim pogadała apropos PEG
Serum Purito Wit C
Nie dam Wam jeszcze recenzji o tym serum. Ma naprawdę ładny skład, plus ma wit C, która jest naprawdę bardzo ważna. Pamiętajcie, że kwas hialuronowy i wit C bardzo fajnie się uzupełniają. Jak cera ma gorszy dzień to lekko ją podrażnia.
Pixi tonik
Największy hit wśród toników. Bardzo go polubiłam, bo wstrzymał w dużej części wysyp "nieprzyjaciół" na twarzy. Nie łączyć z wit C ! U mnie po tym połączeniu wystąpiło podrażnienie.
Serum nie stosuje z tonikiem powyżej
Olej kokosowy
Wiele osób jest jego przeciwnikiem, a ja go bardzo lubię. Wykonuję prawie codziennie z jego udziałem masaż twarzy i bardzo sobie je chwale. Mnie dodam zapychał olej malinowy!
Zależy to naprawdę od skóry, dlatego jeśli jakiś produkt Wam pasuje, nie zmieniajcie go, bo inni tak mówią.
Krem z filtrem Pharmaceris S SPF50
Przyznam wam szczerze, że rzadko używam tego filtru, bo jest on bardzo średni. Bardzo słaby skład, nawet może lekko zapchać. Staram się jednak go zużyć, gdyż ochrona przed słońcem jest bardzo ważna i dobrze o niej nie zapominać nawet zimą.
Maseczki
Nie powiedziałabym, że to must have, ale z pewnością przyniesie dużą ulge naszej twarzy.
Po maseczki oczyszczające, do tych nawilżających. Od siebie polecam maseczkę od SkinFood, enzymatyczną od Tołpy oraz winną Holika Holika
Masaże Twarzy
W Polsce nadal niedoceniane. Wcześniej rozpoczęcie masaży twarzy może naprawdę zaoszczędzić nam pieniędzy w różnego rodzaju kwasy, botoksy itp Możemy nimi wyszczuplić twarz, usprawnić przepływ krwi i limfy, pożądany owal twarzy i wiele, wiele innych.
Co planuje w najbliższym czasie ?
Na pewno planuje w najbliższym czasie zakup nowych maseczek, firmy Orientana oraz rollera kulkowego do twarzy. Są one bardzo chwalone na yt i nie są w wysokich cenach. Cenowo wypada to 25-100zł Na pewno będzie ich recenzja! Ponadto kosmetyki The Ordinary i Sensum Mare mają wysokie miejsce w moich zainteresowaniach.
Hej kochani!
Black Friday zaczyna się już jutro. Dla mnie Polska jest daleko w tyle za USA, gdzie promocje naprawdę mają sens. Tu wielu firm po prostu chce oszukać klienta podnosząc cenę przed promocją, a potem "wielce" ją opuszczając. Często o wiele więcej możemy stracić niż skorzystać. Więcej wydamy chąc "zaoszczędzić".
Jednak moim zdaniem, parę firm się stara, więc przy solidnych poszukiwaniach (które były też na moim Twitterze @paulaurodowo) wstawiam tu interesujące moim zdaniem promki.
Super-Pharm
Hebe dało naprawdę fajne promki na kolorówkę. Naprawdę dla miłośniczek makijażu i między innymi marki Revolution, ale nawet Eveline nie możecie przejść obojętnie. Co moją uwagę zwróciło ? Paleta Revolution Makeup
Forever Flawless Unconditional w cenie 28zł albo Revolution Makeup
Extra Spiceza 25zł
Black Friday zaczyna się już jutro. Dla mnie Polska jest daleko w tyle za USA, gdzie promocje naprawdę mają sens. Tu wielu firm po prostu chce oszukać klienta podnosząc cenę przed promocją, a potem "wielce" ją opuszczając. Często o wiele więcej możemy stracić niż skorzystać. Więcej wydamy chąc "zaoszczędzić".
Jednak moim zdaniem, parę firm się stara, więc przy solidnych poszukiwaniach (które były też na moim Twitterze @paulaurodowo) wstawiam tu interesujące moim zdaniem promki.
Super-Pharm
Super-Pharm zrobiło całkiem dobre promki. Na markę Tołpa mamy do -60%. Ogólnie marka Tołpa nie jest dla mnie idealna. Mozna jej wiele zarzucić, sporo produktów ma po prostu przeciętnych, ale polecam Wam na pewno Peeling Enzymatyczny (Dermo Face Sebio 3 Enzymy) jest za 25zł , co zdecydowanie jest oszczędnością, bo normalnie ten peeling chodzi za 30-35zł.
Dla fanek podkładu Bourjois Healthy Mix również mam dobre nowiny, gdyż jest on w cenie 24zł. Daleko mu do minerały, ale jest on warty tych pieniędzy. W tej cenie trudno znaleźć podkład, który nie zapcha, a wręcz delikatnie nawilży.
Jednak nie polecam z czystym sumieniem promocji 1+1 (Kosmetyki EMolium i Iwostin). Ceny tych kosmetyków są zawyżone. Kremu Iwostin za 50 zł naprawdę bym nie zakupiła ;) Uważajcie na takie "pułapki"
Hebe
W promocji jest też sporo produktów marki Bielenda, ale przez moją sporą niechęć do tej firmy, nic więcej nie pisze ;)
Sephora
Uważam, że jak na taką drogą sieć Sephora mogła się bardziej postarać. Jednak i tu możemy znaleźć perełki, ale półka cenowa nam już rośnie. Co rekomenduje ? Bardzo lubię firmę Zoeva. Ma dobrej jakości palety i możemy ją dostać jedną z nich Caramel Melange Eyeshadow za 70 zł, jestem jednak rozczarowana, iż jest napisane, że kosztuje normalnie 102 zł. Naprawdę ? Ja kojarzę cene około 80-90zł, ale nieważne ;)
Jest to dosyć krótka rekomendacja produktów, ale jest ona po prostu szczera. Uważajcie co kupujecie, bo niestety w naszym kraju nadal jest tak jak jest. Promocje często nie są promocjami, a klientów traktuje się jak jeleni, którymi niestety często jesteśmy. Za małą ilość postów też Was przepraszam, ale praca pełen etat i studia? Nie jest to proste, a posty często muszę planować ze sporym wyprzedzeniem. Mam nadzieję, że uda mi się więcej pisać :)
Apropos samego jeszcze Black Fridaym czekam na wiaodmości od firm The Body Shop oraz Bath&Body Works. W tamtym roku dali naprawdę porządne i dobre promki te firmy.
Płachty swego czasu były często na moim blogu. Bardzo się nad nimi rozczulałam i uważałam za swego rodzaju cudo ? Z biegiem czasu, lat zdecydowanie swoje zdanie zmieniłam. Czemu ? Stosując naprawdę wiele płacht zauważyłam, że naprawde wartościowe tego rodzaju są produkty wyższej jakości za 20 zł za sztuke i więcej. Takie płachty przy dawały mi efekty na dłuzej, a nie tylko krótkotrwałe. Ponadto oglądaliście skład? Duża ilość płacht jakie są sprowadzane do Polski to podróby. Skład pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Wiele sprzedawców zrobiło naprawdę fneomenalny biznes. Kupuje podróby znanych marek np na Ali, a potem sprzedaje w Polsce za 3x drożej. Fascynacja azjatycką pielęgnacja bierze górę, ludzie to kupują i wspierają biznes.
Czy mówię jednak płachtom stanowcze NIE ? Nie do końca. Doceniam płachty, które naprawdę dają fajne efekt, ale jednak koszt około 20-30zł za płachte na raz to dla mnie po postu za dużo.
WIęc dlaczego dziś ocenię parę tego typu płacht? Hipokryzja?
Nie, płachty dostałam na targach, a jedna już po prostu długo bardzo leżała i się kurzyła. Nie sa to produkty klasy premium, ale tez nie mam zamiaru ich wyrzucać ;)
Holika Holika Hyaluronic Acid
Na pierwszy rzut leci popularna firma Holika Hoilka. Doceniana, lubiana marka. Bardzo lubie od nich maskę wyciąg z czerwonego wina. Ogólnie firma spoko, ale nie miałam nigdy po niej wow, chociaż nie wszystkie produkty są u nich tanie. Płachty w większości są po prostu okej. Tak będzie i tym razem. Powiem wam, że już przykładam wielką uwagę do produktów z kwasem hialuronowym. Mam go w serum, jak i w kremie na dzień. Uznaję go za "must have". Dlatego w sumie ta płachta wydała mi się całkiem interesująca ? Bezproblemowo nakłada się ją na twarz, dobrze nasączona. Ponadto jest efekt prasowania mojej zmarszczki na czole. Jednak co jest częstego w takich produktach. Tak zwany efekt "prasowania" utrzymuje sie z parę godzin ? Maksymalnie.
Płachta bardziej nie wpłynęła na moją skórę. Na następny dzień nie była ona bardziej nawilżona, a zmarszczka powróciła na swoje miejsce. Jak składowo ? Wyjątkowo okej, chociaż zakupu po prostu nie powtórzę
Water, Glycerin, Isopentyldiol, Dipropylene Glycol, Butylene Glycol, Centella Asiatica Extract, Paeonia Suffruticosa Root Extract, Sodium Hyaluronate, 1,2-Hexanediol, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, *Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Carbomer, Arginine, Glyceryl Caprylate, Hydroxyethylcellulose, Ethylhexylglycerin, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Citrus (Lemon) Peel Oil, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Malva Sylvestris (Mallow) Flower Extract, Scabiosa Arvensis Extract, Octyldodecanol, Hydrogenated Lecithin, Ceramide NP, Caprylyl Glycol, Disodium EDTA
Czy mówię jednak płachtom stanowcze NIE ? Nie do końca. Doceniam płachty, które naprawdę dają fajne efekt, ale jednak koszt około 20-30zł za płachte na raz to dla mnie po postu za dużo.
WIęc dlaczego dziś ocenię parę tego typu płacht? Hipokryzja?
Nie, płachty dostałam na targach, a jedna już po prostu długo bardzo leżała i się kurzyła. Nie sa to produkty klasy premium, ale tez nie mam zamiaru ich wyrzucać ;)
Holika Holika Hyaluronic Acid
Na pierwszy rzut leci popularna firma Holika Hoilka. Doceniana, lubiana marka. Bardzo lubie od nich maskę wyciąg z czerwonego wina. Ogólnie firma spoko, ale nie miałam nigdy po niej wow, chociaż nie wszystkie produkty są u nich tanie. Płachty w większości są po prostu okej. Tak będzie i tym razem. Powiem wam, że już przykładam wielką uwagę do produktów z kwasem hialuronowym. Mam go w serum, jak i w kremie na dzień. Uznaję go za "must have". Dlatego w sumie ta płachta wydała mi się całkiem interesująca ? Bezproblemowo nakłada się ją na twarz, dobrze nasączona. Ponadto jest efekt prasowania mojej zmarszczki na czole. Jednak co jest częstego w takich produktach. Tak zwany efekt "prasowania" utrzymuje sie z parę godzin ? Maksymalnie.
Płachta bardziej nie wpłynęła na moją skórę. Na następny dzień nie była ona bardziej nawilżona, a zmarszczka powróciła na swoje miejsce. Jak składowo ? Wyjątkowo okej, chociaż zakupu po prostu nie powtórzę
Water, Glycerin, Isopentyldiol, Dipropylene Glycol, Butylene Glycol, Centella Asiatica Extract, Paeonia Suffruticosa Root Extract, Sodium Hyaluronate, 1,2-Hexanediol, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, *Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Carbomer, Arginine, Glyceryl Caprylate, Hydroxyethylcellulose, Ethylhexylglycerin, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Citrus (Lemon) Peel Oil, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract*, Malva Sylvestris (Mallow) Flower Extract, Scabiosa Arvensis Extract, Octyldodecanol, Hydrogenated Lecithin, Ceramide NP, Caprylyl Glycol, Disodium EDTA
SESAMIS Ginseng Nutrition Mask
Firma wcześniej mi nieznana, dlatego podchodziłam do niej sceptycznie. Zainteresowała mnie nawet przez słynny korzeń żeń szeń, który jest naprawdę bardzo ceniony w Azji. Sama maseczka nie robi spektakularnego wrażenia wizualnie. Chociaż wydaje się obiecująca przez ekstrakt z żeń szenia na 5 miejscu w składzie, a nie na jakimś 10. Płachtę jednak o wiele gorzej nakłada się na twarz niż Holike Holike, jest gorzej dopasowana. Jaki jednak efekt ? Promienna, odżywiona skóra, ale efekt znika również bardzo szybko :/ Skóra staje sie po kilku godzinach wręcz bardzo sucha :/
Zdecydowanie nie jest to mój ulubieniec i niekoniecznie wam go polecam.
Water, Glycerin, Butylene Glycol, Propylene Glycol, Panax Ginseng Root Extract, Aloe Barbadenis Leaf Extract, Portulaca Oleracea Extract, Sodium Hyaluronate, Phenoxyethanol, Polysorbate 80, Allantoin, Betaine, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water, Arginine, Carbomer, Sodium PCA, Dipotassium Glycyrrhizate, Disodium EDTA, Tocopheryl Acetate, Hydroxyethylcellulose, Fragrance.
G-Synergie Bamboo Philippine Charcoal Mask
Maska po której najmniej się spodziewałam jakichkolwiek. Jest to produkt, który widziałam nawet w cenie 5? Naprawdę, niezbytnio ufam płachcie za 5 czy 2 zł Od razu mnie to odrzuca. Płachta jest słabo dopasowana, a samo serum średnio dosyć się wchłania. Maski zdecydowanie bałabym się używać codziennie. Wierze w działanie bambusa, coś na pewno robi, ale wątpie o jego działanie w tej płachcie :/
Podsumowując, najchętniej używało mi się maske Holika Holika. Ta firmę w miarę już kojarzę, znam. Innych po prostu się bałam, jak zrozumiała, że sporo sklepów zamawia je z średnio wiarygodnych stron. Nie kupujcie masek od średnio wiarygodnych producunetów. Dobra płachta ma swoją wartość i na pewno nie jest to 5 zł. Sporo jest podrób, jak firma Bioaqua (podrobka SNP). Nie dajcie się na to oszukać. Nie zrobi wam to pewnie większej krzywdy, ale też super nie zadziała i nie pomoże. Zalecam spora ostrożność i myślenie nad tym, co nakładamy na swoją twarz.
Water, Glycerin, Butylene Glycol, Propylene Glycol, Panax Ginseng Root Extract, Aloe Barbadenis Leaf Extract, Portulaca Oleracea Extract, Sodium Hyaluronate, Phenoxyethanol, Polysorbate 80, Allantoin, Betaine, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water, Arginine, Carbomer, Sodium PCA, Dipotassium Glycyrrhizate, Disodium EDTA, Tocopheryl Acetate, Hydroxyethylcellulose, Fragrance.
G-Synergie Bamboo Philippine Charcoal Mask
Maska po której najmniej się spodziewałam jakichkolwiek. Jest to produkt, który widziałam nawet w cenie 5? Naprawdę, niezbytnio ufam płachcie za 5 czy 2 zł Od razu mnie to odrzuca. Płachta jest słabo dopasowana, a samo serum średnio dosyć się wchłania. Maski zdecydowanie bałabym się używać codziennie. Wierze w działanie bambusa, coś na pewno robi, ale wątpie o jego działanie w tej płachcie :/
Podsumowując, najchętniej używało mi się maske Holika Holika. Ta firmę w miarę już kojarzę, znam. Innych po prostu się bałam, jak zrozumiała, że sporo sklepów zamawia je z średnio wiarygodnych stron. Nie kupujcie masek od średnio wiarygodnych producunetów. Dobra płachta ma swoją wartość i na pewno nie jest to 5 zł. Sporo jest podrób, jak firma Bioaqua (podrobka SNP). Nie dajcie się na to oszukać. Nie zrobi wam to pewnie większej krzywdy, ale też super nie zadziała i nie pomoże. Zalecam spora ostrożność i myślenie nad tym, co nakładamy na swoją twarz.
Hejka kochani! Jesień już zapasem. Ja niestety w październiku miałam bardzo mało czasu. Studia plus praca to bardzo ciekawa mieszanka :D Wracam w listopadzie i przychodze do Was z cudnym zapachem od Yanke Candle. Też kochacie woski ? Ja przyznam, że są moim idealnym umilaczem czas na jesienne i zimowe wieczory. Tym razem zapach faktycznie pasujący do pory roku Spiced Orange.
Zapach jak dla mnie dosyć wyjątkowy, bo i mocno intensywny. Nuta cytrusowa wybija się najbardziej, ale czuć też przyprawy, jak imbir. Zapach otula nas i wnika w całe mieszkanie, więc jesli mieszkacie z kimś, to ważne, by ta osoba lubiła albo tolerowała takie zapachy :D Jest to jeden z wosków, które idzie mi bardzo szybko. Często go odpalam i czuje, że niedługo będę musiała kupić już kolejny. Dlatego też, ten zapach trafił na moją listę ulubieńców. Wyjątkowo myślę o zakupie nawet tej świeczki :D
Zapach jak dla mnie dosyć wyjątkowy, bo i mocno intensywny. Nuta cytrusowa wybija się najbardziej, ale czuć też przyprawy, jak imbir. Zapach otula nas i wnika w całe mieszkanie, więc jesli mieszkacie z kimś, to ważne, by ta osoba lubiła albo tolerowała takie zapachy :D Jest to jeden z wosków, które idzie mi bardzo szybko. Często go odpalam i czuje, że niedługo będę musiała kupić już kolejny. Dlatego też, ten zapach trafił na moją listę ulubieńców. Wyjątkowo myślę o zakupie nawet tej świeczki :D
Na polskim rynku kosmetycznym myślę, że nie przesadzę mówiąc, iż jest naprawdę spory "wysyp" firm, szczególnie tych naturalnych. Każda firma podkreśla swoją wyjątkowość, ale takich naprawdę "innych" jest bardzo mało. Przyznam, że wydaje mi się, iż taką inną firmą jest Bath Bee i na post o niej dzisiaj zapraszam :)
Firme Bathbee poznałam na targach Beauty Days Blogger. Firma bardzo dobrze się prezentowała, wyglądała po prostu uroczo, więc trudno było się nie oprzeć ich produktom. Zdecydowałam się na peeling ryżowy w malutkim słoiczku. Potem ten sam dostałam w paczuszce przez co mam już dwa te cudeńka :)
Firma Bathbee, jak większość podkreśla swoją naturalność i oryginalność. Faktycznie, słoiczki zdecydowanie przyciągają wzrok, a produkty są przygotowywane na bazie miodu co można odczuć przy pierwszym kontakcie z produktem. Cudny zapach miodku i jakby mleka ? Nie czuć nawet grama chemii.
Peelingu można używać do ciała, ale ja używałam tez systematycznie do ust. Produkt bezproblemowo rozprowadza się po skórze zostawiając ją naprawdę przyjemnie gładko. Moje usta też pokochały ten peeling. W połączeniu z masażem ust, stały się one pełniejsze i gładsze. Produkt jest bardzo przyjemny i czekam naprawdę niecierpliwe na rozszerzenie oferty Bathbee. Jest to naprawdę ciekawa firma w której nie odczuwam sztuczności i dodatkowych ulepszaczy. Oczywiście nie jest ona bez wad, bo skład też swoje robi, ale na razie widzę o wiele więcej zalet niz wad. Planuje w najbliższym czasie zamówić peeling kawowy :D
Firme Bathbee poznałam na targach Beauty Days Blogger. Firma bardzo dobrze się prezentowała, wyglądała po prostu uroczo, więc trudno było się nie oprzeć ich produktom. Zdecydowałam się na peeling ryżowy w malutkim słoiczku. Potem ten sam dostałam w paczuszce przez co mam już dwa te cudeńka :)
Firma Bathbee, jak większość podkreśla swoją naturalność i oryginalność. Faktycznie, słoiczki zdecydowanie przyciągają wzrok, a produkty są przygotowywane na bazie miodu co można odczuć przy pierwszym kontakcie z produktem. Cudny zapach miodku i jakby mleka ? Nie czuć nawet grama chemii.
Peelingu można używać do ciała, ale ja używałam tez systematycznie do ust. Produkt bezproblemowo rozprowadza się po skórze zostawiając ją naprawdę przyjemnie gładko. Moje usta też pokochały ten peeling. W połączeniu z masażem ust, stały się one pełniejsze i gładsze. Produkt jest bardzo przyjemny i czekam naprawdę niecierpliwe na rozszerzenie oferty Bathbee. Jest to naprawdę ciekawa firma w której nie odczuwam sztuczności i dodatkowych ulepszaczy. Oczywiście nie jest ona bez wad, bo skład też swoje robi, ale na razie widzę o wiele więcej zalet niz wad. Planuje w najbliższym czasie zamówić peeling kawowy :D
Hej kochani! Widzowie Yt już widzą powoli, jak tematem na czasie staje się "OTWIERAMY KALENDARZ". Kalendarze adwentowe są w modzie. Są tematem na językach u wielu osób.
Z mojego punktu widzenia jest to dosyć droga fanaberia. Zazwyczaj kalendarze te nie mają ciekawej zawartości, ale kosztują 200- 300zł z marek takich, jak Catrice czy Essence. Im lepsza marka, tym kalendarz jest droższy. Jeden z droższych kalendarzy jakie widziałam był La mer za 1600 zł
Przyznam, że nawet jakby było mnie stać nie kupiłabym takiej kalendarza, a lubie inwestować w kosmetyki i pielęgnacje.
Co jednak w dzisiejszym poście ? Przyjrzymy się z bliska paru kalendarzom popularnych marek.
Ogólnie cena tych kalendarzy się zwraca zazwyczaj, ale wiekszość produktów po prostu nie jest satysfakcjonująca moich zdaniem.
Na pierwszy rzut wzięłam kalendarz adwentowy z The Body Shop. Nie jest to jakaś rewelacyjna firma, ale całkiem lubię i cenię ich kosmetyki. Pamiętajcie o czarnym piątku. Wtedy możecie kupić często u nich produkty nawet w cenie - 50%! Ja już się szykuje!
Jednak co mamy w kalendarzu ? Mamy 25 produktów podobno starannie dobranych. Przyznam, że odrzuca mnie na przykład pilnik do paznokci. Naprawdę ? Trzy razy jestem na nie.
Miło jednak się patrzy na masło do ciała Fuji Green Tea i British Rose . Zapachy mają po prostu cudowne. Ale poza tym ? Nic mnie nie zaciekawiło. Bardzo smutne, że nie zostały dane peelingi do ciała, które są świetne. Zostały dane produkty średnie, które moim zdaniem były po prostu niepopularne.
Kalendarz kosztuje 399,90 zł. Moim zdaniem nie jest warty swojej ceny. Produkty takie jak szampony, zele pod prysznic są przeciętne. Inne marki o wiele więcej oferują.
(Dostępny w Polsce)
Essie wydaje mi się całkiem cenioną marką. Bardzo lubię trwałość ich lakierów do paznokci. Dobra trwałość i duża gama kolorów. Jednak nie są one najtańsze, tak jak i sam kalendarz. Za kalendarz na stronie Allegro musimy zapłacić aż 350zł, ale podobno jest dostępny w Niemczech za 50 Euro (GlamPaula). Kalendarz mimo swojej ceny posiada więcej zapchaj dziur niźli kalendarz the Boy Shop. Znajdziemy w nim ozdoby na choinkę, karteczki w kształcie serduszka, naklejki na paznokcie, wstążki, zmywacz do paznokci, pilnik do paznokci. Uważam, że za taką cenę jest to rozczarowująca zawartość.
Również uważam, że i ten kalendarz nie jest warty swojej ceny :/ Jeśli chcecie zobaczyć co dokładnie było w tym kalendarzu, to zapraszam na kanał GlamPaula
(Dostępny w Polsce)
NYX
Nyx również uważam za całkiem dobrą i cenioną się markę. W tamtym roku kalendarz był całkiem porządny. Oryginalne kolory, możliwość wypełnienia swojej kolorówki o ciekawe produkty. W tym roku uważam, że kalendarz również jest ciekawy. Już w pierwszym okienku jest pomadka o fioletowym odcieniu ( kocham fiolet!). Są błyszczyki, pędzle i odcienie w miarę popularne. Uważam, że na tą chwilę ten kalendarz ma najwięcej sensu ? Kosztuje £50 czyli około 250 zł. Pełnowymiarowe produkty, sporo osób ubolewa jednak nad brakiem jakiejkolwiek paletki :/
(Niedostępny w Polsce)
Kiehls
W tym roku Kiehls postawił na eco friendly opakowanie z organicznej bawełny, do wielokrotnego użytku. Niestety również kalendarz niedostępny w Polsce, a jego cena wynosi 125 £.
Cena bardzo wysoka, ale nie zapominajmy, iż Kiehls to droższa marka. Miło się jednak patrzy, iż zostały dane tu hity tej marki, jak mój krem awokado, ktory polecam oraz Ultra facial cream, krem nawilżający na dzień. Ubolewam za danie zaledwie 5ml serum z witaminą C oraz tak samo z kolejnym kultowym serum Midnight recovery concentrate. Również skromna, malutka buteleczka, pojemność nie została podana. Ten kalendarz zdecydowanie jest interesujący. Nie ma jakiś zbędnych zapychaczy, ale zdecydowanie jego cena jest zaporowa.
(Niedostępny w Polsce)
Chcielibyście analize innych kalendarzy znanych marek? A może jakiś planujecie sami kupić ?
Z mojego punktu widzenia jest to dosyć droga fanaberia. Zazwyczaj kalendarze te nie mają ciekawej zawartości, ale kosztują 200- 300zł z marek takich, jak Catrice czy Essence. Im lepsza marka, tym kalendarz jest droższy. Jeden z droższych kalendarzy jakie widziałam był La mer za 1600 zł
Przyznam, że nawet jakby było mnie stać nie kupiłabym takiej kalendarza, a lubie inwestować w kosmetyki i pielęgnacje.
Co jednak w dzisiejszym poście ? Przyjrzymy się z bliska paru kalendarzom popularnych marek.
Ogólnie cena tych kalendarzy się zwraca zazwyczaj, ale wiekszość produktów po prostu nie jest satysfakcjonująca moich zdaniem.
Na pierwszy rzut wzięłam kalendarz adwentowy z The Body Shop. Nie jest to jakaś rewelacyjna firma, ale całkiem lubię i cenię ich kosmetyki. Pamiętajcie o czarnym piątku. Wtedy możecie kupić często u nich produkty nawet w cenie - 50%! Ja już się szykuje!
Jednak co mamy w kalendarzu ? Mamy 25 produktów podobno starannie dobranych. Przyznam, że odrzuca mnie na przykład pilnik do paznokci. Naprawdę ? Trzy razy jestem na nie.
Miło jednak się patrzy na masło do ciała Fuji Green Tea i British Rose . Zapachy mają po prostu cudowne. Ale poza tym ? Nic mnie nie zaciekawiło. Bardzo smutne, że nie zostały dane peelingi do ciała, które są świetne. Zostały dane produkty średnie, które moim zdaniem były po prostu niepopularne.
Kalendarz kosztuje 399,90 zł. Moim zdaniem nie jest warty swojej ceny. Produkty takie jak szampony, zele pod prysznic są przeciętne. Inne marki o wiele więcej oferują.
(Dostępny w Polsce)
Essie wydaje mi się całkiem cenioną marką. Bardzo lubię trwałość ich lakierów do paznokci. Dobra trwałość i duża gama kolorów. Jednak nie są one najtańsze, tak jak i sam kalendarz. Za kalendarz na stronie Allegro musimy zapłacić aż 350zł, ale podobno jest dostępny w Niemczech za 50 Euro (GlamPaula). Kalendarz mimo swojej ceny posiada więcej zapchaj dziur niźli kalendarz the Boy Shop. Znajdziemy w nim ozdoby na choinkę, karteczki w kształcie serduszka, naklejki na paznokcie, wstążki, zmywacz do paznokci, pilnik do paznokci. Uważam, że za taką cenę jest to rozczarowująca zawartość.
Również uważam, że i ten kalendarz nie jest warty swojej ceny :/ Jeśli chcecie zobaczyć co dokładnie było w tym kalendarzu, to zapraszam na kanał GlamPaula
(Dostępny w Polsce)
NYX
Nyx również uważam za całkiem dobrą i cenioną się markę. W tamtym roku kalendarz był całkiem porządny. Oryginalne kolory, możliwość wypełnienia swojej kolorówki o ciekawe produkty. W tym roku uważam, że kalendarz również jest ciekawy. Już w pierwszym okienku jest pomadka o fioletowym odcieniu ( kocham fiolet!). Są błyszczyki, pędzle i odcienie w miarę popularne. Uważam, że na tą chwilę ten kalendarz ma najwięcej sensu ? Kosztuje £50 czyli około 250 zł. Pełnowymiarowe produkty, sporo osób ubolewa jednak nad brakiem jakiejkolwiek paletki :/
(Niedostępny w Polsce)
Kiehls
W tym roku Kiehls postawił na eco friendly opakowanie z organicznej bawełny, do wielokrotnego użytku. Niestety również kalendarz niedostępny w Polsce, a jego cena wynosi 125 £.
Cena bardzo wysoka, ale nie zapominajmy, iż Kiehls to droższa marka. Miło się jednak patrzy, iż zostały dane tu hity tej marki, jak mój krem awokado, ktory polecam oraz Ultra facial cream, krem nawilżający na dzień. Ubolewam za danie zaledwie 5ml serum z witaminą C oraz tak samo z kolejnym kultowym serum Midnight recovery concentrate. Również skromna, malutka buteleczka, pojemność nie została podana. Ten kalendarz zdecydowanie jest interesujący. Nie ma jakiś zbędnych zapychaczy, ale zdecydowanie jego cena jest zaporowa.
(Niedostępny w Polsce)
Chcielibyście analize innych kalendarzy znanych marek? A może jakiś planujecie sami kupić ?
Etykiety:
Hej wszystkim! Lubie próbować nowości ? Ja bardzo, dlatego dziś będziecie mieli przyjemność poznać u mnie nową firmę jaką jest Camolin.
Marka Camolin powstała z miłości do natury, ale tez wspomnień - zapachy łona natury, wspomnienia dzieciństwa. Kwiatki, wianki i mirabelki, cały opis chce nas wprowadzić na pole łąki i na przyjemne wspomnienia przeszłości. Jednak czy same produkty też nam to gwarantują ?
Mirabelka i Truskawka Żele pod prysznic
Patrząc na opakowania ma się jakieś wrażenie przeszłości. Skromny design, przezroczyste butelki i co ważne teraz? Dla Vegan ;) Muszę przyznać, iż zapachy obu żeli faktycznie kojarzą mi się z dzieciństwem. Kiedyś zapachy były typowo chemiczne i w przypadku tych, tak też odczuwam. Dla jednych może być wadą, a dla innych zaletą. Mi one naprawdę nie przeszkadzają, bo nie są drażniące i działają na wyobraźnie z dzieciństwa. Czy jest różnica między mirabelką, a truskawką? Niestety poza zapachem nie :/
Identycznie oczyszczają skórę, powstaje przyjemna piana. Mam wrażenie, że truskawka mocniej nawilża. Spełnia swoją role produkt, ale zdecydowanie nie mam efektu WOW.
Skład również nie powala, jest on dosyć średni. Mirabelka (drugi) ma odrobinę krótszy skład.
Ich zaletą największą jest dobre oczyszczenie skóry bez wysuszenia jej.
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Fragaria Anassa Fruit Extract, Salvia Officinalis Flower/Leaf/Stem Extract, Althaea rosea flower extract, Chamomilla Recutia flower extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycol Distearate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Thymus Vulgaris Flower/Leaf/Stem Extract, Levisiticum Officinale Root Extract, Tilia Cordata Leaf Extract, Mentha Piperita Herb Extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Nawilżające mydło w Płynie Poziomka (dla dzieci)
Dzieckiem nie jestem, ale nie będę ukrywać, że lubię delikatne produkty dla nich. Mają one o wiele delikatniejszy zapach i neutralne ph. Mydło jest w fajne podłużnej, wręcz bańkowatej buteleczce. Zapach trochę delikatniejszy, ale chemie nadal czuć. Mydło mocno dosyć się pieni, ale na szczęście nie odczułam wysuszenia skóry rąk. Całkiem przyjemny produkt w użytkowaniu, pompkę bez problemu można zablokować jeśli chce się mydło gdzieś przenieść. Jak wypada kwestia składu ?
Sądziłam, że skoro jest to produkt dla dzieci, to będzie on troszkę lepszy, niestety nie :/ Poza różnymi ekstraktami z roślin skład po prostu się zbytnio nie różni.
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Fragaria Ananassa Fruit Extract , Salvia Officinalis Flower/Leaf/Stem Extract, Althea Rosea Flower extract, Chamomilla Recuita Flower Extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycol Destearate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Podsumowując, firma Camolin jest warta uwagi, ale jej produkty nie są rewolucją. Warto zwrócić, że trzyma się ona trendów, jest dla wegan oraz ma sporo ekstraktów z roślin. Jednak skład nie jest bez wad. Z przyjemnością wypróbowałam ich produkty, jednak nie wiem czy do nich powrócę
Marka Camolin powstała z miłości do natury, ale tez wspomnień - zapachy łona natury, wspomnienia dzieciństwa. Kwiatki, wianki i mirabelki, cały opis chce nas wprowadzić na pole łąki i na przyjemne wspomnienia przeszłości. Jednak czy same produkty też nam to gwarantują ?
Mirabelka i Truskawka Żele pod prysznic
Patrząc na opakowania ma się jakieś wrażenie przeszłości. Skromny design, przezroczyste butelki i co ważne teraz? Dla Vegan ;) Muszę przyznać, iż zapachy obu żeli faktycznie kojarzą mi się z dzieciństwem. Kiedyś zapachy były typowo chemiczne i w przypadku tych, tak też odczuwam. Dla jednych może być wadą, a dla innych zaletą. Mi one naprawdę nie przeszkadzają, bo nie są drażniące i działają na wyobraźnie z dzieciństwa. Czy jest różnica między mirabelką, a truskawką? Niestety poza zapachem nie :/
Identycznie oczyszczają skórę, powstaje przyjemna piana. Mam wrażenie, że truskawka mocniej nawilża. Spełnia swoją role produkt, ale zdecydowanie nie mam efektu WOW.
Skład również nie powala, jest on dosyć średni. Mirabelka (drugi) ma odrobinę krótszy skład.
Ich zaletą największą jest dobre oczyszczenie skóry bez wysuszenia jej.
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Fragaria Anassa Fruit Extract, Salvia Officinalis Flower/Leaf/Stem Extract, Althaea rosea flower extract, Chamomilla Recutia flower extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycol Distearate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Thymus Vulgaris Flower/Leaf/Stem Extract, Levisiticum Officinale Root Extract, Tilia Cordata Leaf Extract, Mentha Piperita Herb Extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Nawilżające mydło w Płynie Poziomka (dla dzieci)
Dzieckiem nie jestem, ale nie będę ukrywać, że lubię delikatne produkty dla nich. Mają one o wiele delikatniejszy zapach i neutralne ph. Mydło jest w fajne podłużnej, wręcz bańkowatej buteleczce. Zapach trochę delikatniejszy, ale chemie nadal czuć. Mydło mocno dosyć się pieni, ale na szczęście nie odczułam wysuszenia skóry rąk. Całkiem przyjemny produkt w użytkowaniu, pompkę bez problemu można zablokować jeśli chce się mydło gdzieś przenieść. Jak wypada kwestia składu ?
Sądziłam, że skoro jest to produkt dla dzieci, to będzie on troszkę lepszy, niestety nie :/ Poza różnymi ekstraktami z roślin skład po prostu się zbytnio nie różni.
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Glycerin, Coco-GLucoside, Glyceryl Oleate, Fragaria Ananassa Fruit Extract , Salvia Officinalis Flower/Leaf/Stem Extract, Althea Rosea Flower extract, Chamomilla Recuita Flower Extract, Polyquaternium-7, lactic Acid, Soidium Benzoate, Potassium Sorbate, Glycol Destearate, Cocamide MEA, Cocamide DEA, parfum, Hexyl Cinnamal, Limonene, Tetrasodium Glutamate Diacetate
Podsumowując, firma Camolin jest warta uwagi, ale jej produkty nie są rewolucją. Warto zwrócić, że trzyma się ona trendów, jest dla wegan oraz ma sporo ekstraktów z roślin. Jednak skład nie jest bez wad. Z przyjemnością wypróbowałam ich produkty, jednak nie wiem czy do nich powrócę
Hej kochani! Dzisiaj przychodzę do was z kolejnym produktem do włosów i też wegańskim! Rossman chyba musiał bardzo się zaangazować w temat, a może w modę i stąd tyle kosmetyków tam tego typu. Samą ideologie oczywiście popieram, ale kosmetyk, jak wspominałam poprzednio ma służyć i się sprawdzać, a nie być tylko wegański. Jak sprawdziła się ta maska ? Zapraszam!
Jesteś tym co jesz, a Twoje włosy tym czym je „karmisz”. Jest to główne hasło na tyle opakowania. Całkiem przyjemne i chwytliwe. Przyjemnie czytające się teksty, ale w skrócie skupiają się na odżywieniu struktury włosa i ideologii olejowania. Olejowanie jest podkreślone, bo w składzie jest olej z awokado, jojoba i arganowy.
Wizualnie produktem jestem bardzo zauroczona, fajny design, bardzo przyciągający uwagę. Przyjemna forma aplikacji, plus podkreślenie, iż starczy na 3 użycia (błagam, starczy na 5-6 nawet ! :D) Jednak chyba najbardziej interesującą sprawą jest zapach. Tak tego nie da się opisać. Zapach jest chemiczny, ale to tak jakby przyjemna chemia? Kojarzy mi się z dzieciństwem, sklepikiem szkolnym i maskę naprawdę miałam ochotę zjeść :) Na szczęscię do tego nie doszło. Aplikacja maski przebiegła bezproblemowo.
Jeśli chodzi o skład, to naprawdę jest on dosyć krótki i niebolesny. Doceniam takie składy, jednak przy wyborze produktu nigdy nie jest to dla mnie kwestia decydująca.
Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Glycerin Stearamidopropyl Dimethylamine, Gluconolactone, Argania Spinosa (Argan) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed oil, Hippophae Rhamnoides (Seabuckthorn) Berry Oil, Citric Acid, Calcium Gluconate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance ).
Jednak jak efekty ? Naprawdę chciałabym powiedzieć, iż to jest jakaś rewolucja dla włosów, ale tak nie jest :/ Włosy są może trochę gładsze i w sumie tyle. Na razie ciągle na podium pozostanie moja maseczka bananowa garnier hair food.
Jesteś tym co jesz, a Twoje włosy tym czym je „karmisz”. Jest to główne hasło na tyle opakowania. Całkiem przyjemne i chwytliwe. Przyjemnie czytające się teksty, ale w skrócie skupiają się na odżywieniu struktury włosa i ideologii olejowania. Olejowanie jest podkreślone, bo w składzie jest olej z awokado, jojoba i arganowy.
Wizualnie produktem jestem bardzo zauroczona, fajny design, bardzo przyciągający uwagę. Przyjemna forma aplikacji, plus podkreślenie, iż starczy na 3 użycia (błagam, starczy na 5-6 nawet ! :D) Jednak chyba najbardziej interesującą sprawą jest zapach. Tak tego nie da się opisać. Zapach jest chemiczny, ale to tak jakby przyjemna chemia? Kojarzy mi się z dzieciństwem, sklepikiem szkolnym i maskę naprawdę miałam ochotę zjeść :) Na szczęscię do tego nie doszło. Aplikacja maski przebiegła bezproblemowo.
Jeśli chodzi o skład, to naprawdę jest on dosyć krótki i niebolesny. Doceniam takie składy, jednak przy wyborze produktu nigdy nie jest to dla mnie kwestia decydująca.
Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Glycerin Stearamidopropyl Dimethylamine, Gluconolactone, Argania Spinosa (Argan) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed oil, Hippophae Rhamnoides (Seabuckthorn) Berry Oil, Citric Acid, Calcium Gluconate, Sodium Benzoate, Parfum (Fragrance ).
Jednak jak efekty ? Naprawdę chciałabym powiedzieć, iż to jest jakaś rewolucja dla włosów, ale tak nie jest :/ Włosy są może trochę gładsze i w sumie tyle. Na razie ciągle na podium pozostanie moja maseczka bananowa garnier hair food.
Hej kochani! Dziś pora na post o byciu eko. Bardzo modny
temat prawda? Ale też uważam, że bardzo ważny :) Powinniśmy dbać o naszą
planetę, którą już i i tak bardzo zaniedbaliśmy na przestrzeni lat. Jak dbać o
naszą planetę? Czy warto być eko ? Głos postanowiły zabrać blogerki, które
wyraziły chęci pogadania na ten temat. Zapraszam do czytania !
Coraz więcej z nas podchodzi kompleksowo do własnej osoby dbając o aktywność fizyczną, zdrową dietę, odpowiednie kosmetyki. Wzbogacamy swój organizm zarówno od środka jak i od zewnątrz. Musimy jednak pamiętać, że każdy z nas jest tylko maleńką cząstką budującą naszą planetę. To ona pozwala nam czerpać ze swoich dobroci, czas abyśmy się zrewanżowali i pomyśleli o niej. Okazuje się, że nie potrzeba ogromnych nakładów pracy czy finansów, aby stać się ‘eko’. Każda pojedyncza, nawet najdrobniejsza zmiana nawyków, to ogromny krok naprzód.
Co myślisz o byciu eko ?
Jeśli sami nie zadbamy o naszą planetę to nikt o nią nie
zadba, więc zawsze warto dołożyć swoją cegiełkę dla „lepszego jutra”😊
Brzmi banalnie, ale to prawda😉 Bardzo daleko mi do „eko-świra” i z pewnością
nie jestem z tych najbardziej świecących przykładem🙈
Mam swoje grzeszki, np. biorę długie prysznice, zużywając przy tym naprawdę
dużo wody... Ale np:
💙 Segreguję śmieci
(proste, a jakże ważne).
💙 Coraz częściej
korzystam z bawełnianych toreb na zakupy (prawie zawsze staram się mieć przy
sobie przynajmniej małą torbę). Mam też trochę plastikowych, ale nigdy nie
wyrzucam ich po jednym użyciu. Zawsze długo mi służą.
💙 Nie wyrzucam ubrań.
Sama co prawda nie jestem na tyle eko żeby nosić coś po kimś albo kupować w
lumpeksach (jestem „brzydliwa”😜). Ale kiedy jakieś
rzeczy mi się znudzą, zawsze staram się znaleźć im nowy dom. Oddaję je pewnej
pani, zanoszę do kościoła gdy organizowane są zbiórki albo wrzucam do PCK.
💙 Ograniczyłam zakupy
odzieży. Kiedyś kupowałam ogromne ilości ubrań i nieraz kończyło się tak, że
daną rzecz założyłam tylko raz albo nawet wcale. Często też bywało tak, że nie
miałam do czego założyć tej mojej nowości, bo do niczego nie pasowała. Teraz
kupuję zdecydowanie mniej. Po części dlatego, że jestem wybredna i coraz
rzadziej coś mnie chwyta za serce.
💙 Wolę kupić jedną
porządną rzecz, np. droższą torebkę, która będzie mi długo służyć niż kilka
tańszych, które za chwilę się rozlecą albo mi się znudzą. A poza tym i tak nie
będzie mi się chciało co chwilę przekładać rzeczy, żeby np. codziennie nosić
inną torebkę.
💙 Nie mam ciśnienia na
rzeczy modne. Nie muszę mieć czegoś w kolorze musztardowym, bo np. w danym
sezonie taki jest akurat lansowany;) Dwa razy się zastanowię zanim kupię jakieś
ubranie. Muszę wiedzieć czy rzeczywiście będę je nosić, czy jedynie będzie
zajmowało miejsce w szafie😅
💙 Jeśli zużywam jakiś
kosmetyk to często do ostatniej kropli, rozcinając nawet tubkę (co niekiedy
pokazywałam na Insta Story).
💙 Ograniczyłam też
kupowanie bibelotów. Nie powiem, że całkowicie, bo jednak mam do nich słabość.
Ale kupuję je zdecydowanie rzadziej, bo wiem, że często stają się tylko
zbędnymi zbieraczami kurzu.
💙 Nie mam wielkiej
cierpliwości do DIY, ale czasami zdarza mi się coś przerobić i wykorzystać w
inny sposób. Pomysłowy Dobromir gdzieś tam we mnie drzemie😂
💙 W miarę możliwości
wybieram faktury elektroniczne zamiast papierowych.
💙 Jeśli wymieniam meble
to starych nigdy nie wyrzucam tylko sprzedaję lub oddaję.
💙 W ogóle nie lubię
marnotrawstwa w żadnej dziedzinie. Oczywiście w granicach rozsądku. Nie tak
żebym jadła np. jakieś zgniłe warzywa etc.
💙 Mam butelkę filtrującą,
ale przyznaję, że z korzystaniem bywa u mnie różnie.
Coraz więcej z nas podchodzi kompleksowo do własnej osoby dbając o aktywność fizyczną, zdrową dietę, odpowiednie kosmetyki. Wzbogacamy swój organizm zarówno od środka jak i od zewnątrz. Musimy jednak pamiętać, że każdy z nas jest tylko maleńką cząstką budującą naszą planetę. To ona pozwala nam czerpać ze swoich dobroci, czas abyśmy się zrewanżowali i pomyśleli o niej. Okazuje się, że nie potrzeba ogromnych nakładów pracy czy finansów, aby stać się ‘eko’. Każda pojedyncza, nawet najdrobniejsza zmiana nawyków, to ogromny krok naprzód.
Od dłuższego czasu mam w sobie nawyk segregacji śmieci,
który szybko udało mi się przenieść ze swojego domu na dalsze otoczenie. Czy to
w pracy, czy na wyjazdach zwracam uwagę na to, aby wyrzucać opakowania i
resztki do odpowiednich pojemników.
Podstawowym, ale ważnym krokiem jest rezygnacja z
‘foliówek’. Na zakupy zabieram ze sobą płócienne torby lub koszyk. Zmiany
nastąpiły także w planowaniu samych zakupów. Chodzę z listą, dzięki czemu
kupuję najpotrzebniejsze rzeczy, które jestem w stanie do końca wykorzystać. Na
bieżąco kontroluję stan swojej lodówki i kuchennych szafek.
Chociaż pod tym względem jeszcze wiele brakuje mi do ideału,
ale staram się jak najczęściej rezygnować z plastiku. Nie korzystam już z
jednorazowych talerzyków czy sztućców, a wodę w butelkach zabieram ze sobą
jedynie na wyjazdy, kiedy to potrzebuję czegoś lekkiego do noszenia. Na co
dzień piję wodę przefiltrowaną lub klasyczną kranówkę. Do pracy czy na wyjazdy
zabieram ze sobą jedzenie zapakowane w składane, silikonowe pojemniki. Dzięki
temu wiem co jem, unikam kupowania niezdrowych produktów i zmniejszam ilość
produkowanych śmieci. W ten sposób nie tylko dbam o naturę, ale także odczuwam
korzyść dla swojego portfela.
Staram się także znajdować prostym rzeczom drugie
zastosowanie. Jako blogerka często otrzymuję produkty zapakowane w dodatkowy
papier czy bibułę. Nie wyrzucam ich, ale zostawiam do pakowania prezentów.
Możemy oczywiście brnąć głębiej w ideę bycia Eko, ale z
własnego doświadczenia wiem, że narzucanie sobie wielkich, drastycznych dla nas
zmian często skutkuje szybkim fiaskiem. Lepiej zacząć od małych rzeczy, które
dla przyrody i tak okazują się krokiem milowym. Jeśli wydaje nam się, że jedna
jaskółka nie czyni wiosny to pomyślny, że ziarnko do ziarnka a zbierze się
miarka.
Bardzo cieszy mnie
fakt, iż coraz więcej mówi się o ekologii oraz dobrym dla zwierząt i naszej
planety stylu życia. Ludzie w dużej większości zaś, niestety nadal nie zdają
sobie sprawy, jak ważne dla funkcjonowania nas i całej planety, są nasze drobne
i codzienne decyzje. Od lat nie jem mięsa, od kiedy przeszłam na dietę wege,
zaczęłam zwracać uwagę na inne aspekty życia, takie jak kosmetyki naturalne i
środki czystości. Wykorzystujemy planetę, jednocześnie ją niszcząc, a
statystyki są coraz bardziej szokujące. Przemysłowa hodowla zwierząt, to przede
wszystkim okrutne ich traktowanie, ale też przyczyna emisji gazów
cieplarnianych, ważny też jest temat wszechobecnego plastiku. Segreguję więc
odpady, staram się wykorzystać wszystko, co mam, nie marnuję żywności, filtruję
wodę, odmawiam reklamówek w sklepach i słomek, wspieram organizacje
prozwierzęce. Ważne jest to, by zacząć od siebie, ale też namawiać do tego typu
zachowań najbliższych, wszyscy przecież musimy dbać o nasz wspólny dom –
Ziemię!
Dziękuję bardzo dziewczynom za ponowne zabranie głosu w ważnej sprawie! Bądźmy świadomi i nie bagatelizujmy problemu, który stale rośnie
Hej kochani! Miałam wczoraj przyjemność uczestniczyć w targach Beauty Days 2019. Byłam bardzo szczęśliwa, że się dostałam na samą listę influencerów, gdyż w tamtym roku niestety mi się nie udało :( W pozytywnym nastroju wybrałam się tam w sobote.
Duży plus za działająca konfe na facebooku, gdzie wraz z innymi influencerami mogliśmy się wymieniać spostrzeżeniami i uwagami. Dzięki niej można też było się dobrac w pary, grupy i jeszcze przyjemniej spędzić czas. Ja miałam przyjemność trafić na @arielkalifestyle i jej mamę. Dwie bardzo pozytywne osoby, które z pewnością zapamiętam za miło spędzony czas. To właśnie chyba dzięki ludziom miło wspominam ten dzień. Również pozdrawiam Panią z którą szukałam po całych targach kontaktu, bo miałyśmy już niski poziom baterii :D
A minusy ? Przede wszystkim organizacja. Widzieliście post o warsztatach K-Beauty ? Gorzej czasu chyba naprawdę nie dało się zmarnować :/ Warsztaty trwały aż 3h! Ponadto było spore opóźnienie, a samej sali po prostu nie dało się znaleźć. Żadnej wskazówki, drogowskazu. Wszyscy uczestnicy musieli być wręcz tam prowadzeni za rączkę, bo tej "sali" nie dało się znaleźć ! Czy wyniosłam coś z tych warsztatów ? Zdecydowanie nie, ledwo wytrzymałam tam godzine. Naprawdę nie lubię słuchać wyuczonych formułek z internetu bez grama pasji i zaangażowania. Ponadto oszukiwanie uczestników. Mieliśmy dostać po warsztatach paczuszki, ci co wytrzymali dostali próbkę :/
Ponadto na stoisku Korean Unicorn (to oni robili warsztaty) miała być możliwość zbadania nawodnienia skóry. Hmm niestety to nie działało :/ Ponadto były tam osoby niekompetentne, które nie wiedziały co sprzedają. Naprawdę mnie sztuczny uśmiech i wyuczone formułki nie kupią ;)
Dodać niestety muszę, że sporo wystawców nie wiedziało po co tam jest. Naprawde jak ostatnio byłam w sklepie zielarskim to Pani z większą werwą i zaangażowaniem mówiła mi o skrzypie polnym i o jego parzeniu niźli wystawcy, którzy czasami naprawde sprzedawali drogie kosmetyki.
Z tego właśnie powodu nie zrobiłam tam dużo zakupów. Ja naprawdę lubię porozmawiać ze sprzedawcą. Chce dać szanse zauroczyć się produktem, ale nie zostało mi to dane. Przeciwnie wystawcy od pielęgnacji odrzucali po prostu. Bardziej Panowie ze stoisk od brodaczy "czuli" co mówią. Jeśli kogoś aż tak męczy i nudzi to co sprzedaje, to może czas zmienić pracę ?
A co z paczkami dla influencerów? Mimo, że wiele osób narzeka, sama pochwale ich zawartość. NIe jest to jakiś cud, ale kosmetyków otrzymało się całkiem sporo. Bardzo jestem zadowolona z rzęs od Ardell. Już dawno chciałam jakieś sobie kupić. Ponadto emulsja do twarzy od firmy Natura Siberica. Również parę razu mi mi wpadła w oko, ale nigdy nic od nich nie miałam :) Również też muszę pcohwalić za całkiem dobre, pudełkowe sushi, a to nie często się zdarza. Pozdrawiam dziewczny, które ode mnie uczyły się jeść pałeczkami :p
Podsumowując, doceniam naprawdę spore starania organizatorów. Taka impreza z pewnością nie jest łatwa do ogarnięcia. Życzę powodzenia i może do zobaczenia za rok !
Duży plus za działająca konfe na facebooku, gdzie wraz z innymi influencerami mogliśmy się wymieniać spostrzeżeniami i uwagami. Dzięki niej można też było się dobrac w pary, grupy i jeszcze przyjemniej spędzić czas. Ja miałam przyjemność trafić na @arielkalifestyle i jej mamę. Dwie bardzo pozytywne osoby, które z pewnością zapamiętam za miło spędzony czas. To właśnie chyba dzięki ludziom miło wspominam ten dzień. Również pozdrawiam Panią z którą szukałam po całych targach kontaktu, bo miałyśmy już niski poziom baterii :D
A minusy ? Przede wszystkim organizacja. Widzieliście post o warsztatach K-Beauty ? Gorzej czasu chyba naprawdę nie dało się zmarnować :/ Warsztaty trwały aż 3h! Ponadto było spore opóźnienie, a samej sali po prostu nie dało się znaleźć. Żadnej wskazówki, drogowskazu. Wszyscy uczestnicy musieli być wręcz tam prowadzeni za rączkę, bo tej "sali" nie dało się znaleźć ! Czy wyniosłam coś z tych warsztatów ? Zdecydowanie nie, ledwo wytrzymałam tam godzine. Naprawdę nie lubię słuchać wyuczonych formułek z internetu bez grama pasji i zaangażowania. Ponadto oszukiwanie uczestników. Mieliśmy dostać po warsztatach paczuszki, ci co wytrzymali dostali próbkę :/
Ponadto na stoisku Korean Unicorn (to oni robili warsztaty) miała być możliwość zbadania nawodnienia skóry. Hmm niestety to nie działało :/ Ponadto były tam osoby niekompetentne, które nie wiedziały co sprzedają. Naprawdę mnie sztuczny uśmiech i wyuczone formułki nie kupią ;)
Dodać niestety muszę, że sporo wystawców nie wiedziało po co tam jest. Naprawde jak ostatnio byłam w sklepie zielarskim to Pani z większą werwą i zaangażowaniem mówiła mi o skrzypie polnym i o jego parzeniu niźli wystawcy, którzy czasami naprawde sprzedawali drogie kosmetyki.
Z tego właśnie powodu nie zrobiłam tam dużo zakupów. Ja naprawdę lubię porozmawiać ze sprzedawcą. Chce dać szanse zauroczyć się produktem, ale nie zostało mi to dane. Przeciwnie wystawcy od pielęgnacji odrzucali po prostu. Bardziej Panowie ze stoisk od brodaczy "czuli" co mówią. Jeśli kogoś aż tak męczy i nudzi to co sprzedaje, to może czas zmienić pracę ?
A co z paczkami dla influencerów? Mimo, że wiele osób narzeka, sama pochwale ich zawartość. NIe jest to jakiś cud, ale kosmetyków otrzymało się całkiem sporo. Bardzo jestem zadowolona z rzęs od Ardell. Już dawno chciałam jakieś sobie kupić. Ponadto emulsja do twarzy od firmy Natura Siberica. Również parę razu mi mi wpadła w oko, ale nigdy nic od nich nie miałam :) Również też muszę pcohwalić za całkiem dobre, pudełkowe sushi, a to nie często się zdarza. Pozdrawiam dziewczny, które ode mnie uczyły się jeść pałeczkami :p
Podsumowując, doceniam naprawdę spore starania organizatorów. Taka impreza z pewnością nie jest łatwa do ogarnięcia. Życzę powodzenia i może do zobaczenia za rok !
Hej kochani! Temat wegańskich produktów nazwałabym na czasie? Jest to ważny temat, dlatego sama zainteresowałam się produktami tego typu. Jednak mimo wszystko, nadal mam otwarta głowę, nie lubie jak wciska mi ktoś kit tylko dlatego, że ma napis WEGAŃSKIE. Dzisiaj o nowej firmie w Rossmanie Vegan desserts. Jak się sprawdziła i czy polecam ? Ponizej!
Jeśli lubicie jednak, krótsze i szybsze recenzje zapraszam na mojego IG. Tam była już recenzja tych produktów @paulaurodowo !
Firma Vegan Dessert. Czemu mnie zainteresowała? Przyznam, że nie mam zielonego pojęcia :D Po prostu szukałam w Rossmanie jakiś nowych i ciekawych produktów do włosów. Cena 15zł za butelkę 300 ml plus zwrot słynny WEGAŃSKIE. Pozwoliłam sobie zaszaleć. Oczywiście szampon przez producenta jest bardzo wyróżniany pod względem swojej wyjątkowości. Oba szampony są niby do czegoś innego, ale zaufajcie mi zbytnio się nie różnią ;)
Ale od początku. Szampony nie wyróżniają się wizualnie, ich design jest w porządku. Zapachy są naprawdę przyjemne, niechemiczne. Kokos mocno wyczuwalny, wręcz mój ulubieniec. Skład jest dosyć krótki, przyjazny przyjemnie się na niego patrzy w obu produktach. Ładnie rozprowadza się na włosach i pieni. Jednak jak z kondycją moich włosów po jego stosowaniu ? Są bardziej nawilżone i mniej się puszą? Odpowiedź brzmi, NIE. Jeśli nie zastosuje maski, to efektu po prostu nie ma. Szampon dobrze, oczyszcza, odświeża i w sumie tyle. Duży plus za to, iz jest wegański i przez całkiem dobry, krótki skład.
Aqua (Water), Ammonium Lauryl Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Panthenol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, , Tocopheryl Acetate, Glycol Distearate, Sodium Benzoate, Benzoic Acid, Laureth-4, Citric Acid, Parfum (Fragrance), Tetrasodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin.
Czy kupię ponownie ? Naprawdę trudno to stwierdzić. Za ta cenę możemy dostać naprawdę inne fajne produkty, a pamiętajmy, ze bez promki musimy zapłacić z 20 zł za jedną butelkę.
Jeśli lubicie jednak, krótsze i szybsze recenzje zapraszam na mojego IG. Tam była już recenzja tych produktów @paulaurodowo !
Firma Vegan Dessert. Czemu mnie zainteresowała? Przyznam, że nie mam zielonego pojęcia :D Po prostu szukałam w Rossmanie jakiś nowych i ciekawych produktów do włosów. Cena 15zł za butelkę 300 ml plus zwrot słynny WEGAŃSKIE. Pozwoliłam sobie zaszaleć. Oczywiście szampon przez producenta jest bardzo wyróżniany pod względem swojej wyjątkowości. Oba szampony są niby do czegoś innego, ale zaufajcie mi zbytnio się nie różnią ;)
Ale od początku. Szampony nie wyróżniają się wizualnie, ich design jest w porządku. Zapachy są naprawdę przyjemne, niechemiczne. Kokos mocno wyczuwalny, wręcz mój ulubieniec. Skład jest dosyć krótki, przyjazny przyjemnie się na niego patrzy w obu produktach. Ładnie rozprowadza się na włosach i pieni. Jednak jak z kondycją moich włosów po jego stosowaniu ? Są bardziej nawilżone i mniej się puszą? Odpowiedź brzmi, NIE. Jeśli nie zastosuje maski, to efektu po prostu nie ma. Szampon dobrze, oczyszcza, odświeża i w sumie tyle. Duży plus za to, iz jest wegański i przez całkiem dobry, krótki skład.
Aqua (Water), Ammonium Lauryl Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Cocos Nucifera Oil, Panthenol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, , Tocopheryl Acetate, Glycol Distearate, Sodium Benzoate, Benzoic Acid, Laureth-4, Citric Acid, Parfum (Fragrance), Tetrasodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin.
Aqua (Water), Ammonium
Lauryl Sulfate, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride,
Panthenol, Lycium Barbarum Fruit Extract, Salvia Hispanica Seed Oil,
Tocopheryl Acetate, Glycol Distarate, Benzoic Acid, Laureth, Citric
Acid, Parfum (Fragrance), Potassium Sorbate, Phenoxyethanol,
Ethylhexylglycerin, Propanediol, CI 16035.
Ostatnio nastąpiła nowa, ale też bardzo ciekawa moda jaką jest poznawanie kuchni świata. Ludzie coraz chętniej odwiedzają różne lokale i próbują wielu smaków świata. Kuchnia chińska, koreańska a może gruzińska ? Tych lokali robi się naprawdę sporo w większych miastach. a ciekawość ludzi wzrasta. Sama kiedyś odważyłam się ledwo na spróbowanie sushi, a już w tym roku miałam przyjemność spróbować kuchni gruzińskiej, indyjskiej i typowo amerykańskiej.
Dlaczego warto ? Jest to naprawdę wyjątkowa i inna wręcz rozrywka. Nazwałabym to też eksplodią smaków na podniebieniu. Wyjątkowy i ciekawy sposób na spędzeniu czasu ze znajomymi. Ponadto już w praktycznie każdej, dobrej knajpie jest menu wegetariańskie, a często i nawet wegańskie. Nikt nie będzie pominięty ;)
Aktualnie jako poszukiwaczka smaków mogę wam polecić kuchnie indyjska w Krakowie Indus Tandoor. Wyśmienite smaki oraz naprawdę spore porcje. Całość schowana pod ziemią w naprawdę nastrojowej aranżacji. A jeśli jestecie ciekawi kuchni amerykańskiej to polecam miejsce Well Done. Interesująca pozycja w naprawdę również klimatycznym miejscu. Poczujecie się jak w dobrej amerykańskiej knajpie. Menu jest dosyć obszerne, a jedzenie smaczne. Następnym razem jak będę to muszę skusić się na ich żeberka.
Jakie miejsca mam w planach ? Tym razem na podbój daje Warszawę. Jeszcze w tym roku planuje odznaczyć z listy kuchnie koreańską oraz wietnamską. Miejsca te wstawiam na bieżąco na Ig story.
Jeśli szukacie inspiracji kto więcej wstawia ciekawych miejsc to polecam kanał na yt Maciej je !
Krótki post, ale jak najbardziej na temat. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do poznawania nowych smaków!
Dlaczego warto ? Jest to naprawdę wyjątkowa i inna wręcz rozrywka. Nazwałabym to też eksplodią smaków na podniebieniu. Wyjątkowy i ciekawy sposób na spędzeniu czasu ze znajomymi. Ponadto już w praktycznie każdej, dobrej knajpie jest menu wegetariańskie, a często i nawet wegańskie. Nikt nie będzie pominięty ;)
Aktualnie jako poszukiwaczka smaków mogę wam polecić kuchnie indyjska w Krakowie Indus Tandoor. Wyśmienite smaki oraz naprawdę spore porcje. Całość schowana pod ziemią w naprawdę nastrojowej aranżacji. A jeśli jestecie ciekawi kuchni amerykańskiej to polecam miejsce Well Done. Interesująca pozycja w naprawdę również klimatycznym miejscu. Poczujecie się jak w dobrej amerykańskiej knajpie. Menu jest dosyć obszerne, a jedzenie smaczne. Następnym razem jak będę to muszę skusić się na ich żeberka.
Jakie miejsca mam w planach ? Tym razem na podbój daje Warszawę. Jeszcze w tym roku planuje odznaczyć z listy kuchnie koreańską oraz wietnamską. Miejsca te wstawiam na bieżąco na Ig story.
Jeśli szukacie inspiracji kto więcej wstawia ciekawych miejsc to polecam kanał na yt Maciej je !
Krótki post, ale jak najbardziej na temat. Mam nadzieję, że zachęciłam Was do poznawania nowych smaków!
Hej kochani! Jestem pewna, ze ten temat jest bardzo ciekawy. Sama przez dłuższy czas myślałam, który podkład jest lepszy, czym się one różnią oraz jakie mają wady i zalety. Dzisiaj wreszcie się zebrałam i przygotowałam dla Was taki post !
Porównanie podkładu Bourjois Healthy mix oraz Lily Lolo! Uznałam, by poddać je paru kryterium.
1. Opakowanie
W obu przypadków opakowanie jest ładne. Bourjois ma bardzo dobrą pompkę, która ułatwia użytkowanie i jest higieniczna, oraz buteleczka jest przezroczysta. Widzimy ile zostało nam produktu, bardzo to jest na plus. Jeśli chodzi o Lily Lolo sytuacja jest podobna. Opakowanie przezroczyste, sama forma nie stanowi problemu, trzeba się przyzwyczaić.
2. Konsystencja i użytkowanie
Konsystencja Bourjois jak wiecie jest płynna. Całkiem nieźle rozprowadza się po skórze, ale jak sie spieszymy i robimy to niedokładnie, to mamy pewne po prostu plamy na skórze.Ponadto produkt często oksyduje, fatalnie wygląda jak ma się pomarańczowy odcień skóry :/ Z podkładem mineralnym nie zauważyłam takiego problemu. Nigdy nie miałam po nim plam, a nie raz pozwoliłam sobie na naprawdę szybkie nakładanie makijażu. Bezproblemowo rozprowadza się po skórze. Konsystencja jakby pudru.
3. Krycie
W obu przypadkach jest ono średnie i jeśli mamy jakiś większy problem to korektor jest must have. Jednak tu warto dodać, ze gdy mam na swojej twarzy podkład mineralny, to mimo średniego krycia wygląda on bardzo naturalnie. Naprawdę wiele razy usłyszałam, ze przecież ja nie mam na sobie makijażu :3
4. Wchodzenie w zmarszczki
Bourjois wchodzi, a Lily Lolo nie i tyle :D
5.Wpływ na skórę
Żaden z podkładów mnie nie zapchał.
6. Cena
Bourjois mozemy bezproblemowo dostać za 30 zł na promocjach, Lily Lolo to 82zł :(
Czasami są małe promki jak 10%.
Podsumowując, mimo jednej wady jaką jest cena zdecydowanie stawiam na podkład mineralny na tą chwilę. Czy powrócę do innych podkładów? Pewnie tak, ale to w przyszłości :)
Porównanie podkładu Bourjois Healthy mix oraz Lily Lolo! Uznałam, by poddać je paru kryterium.
1. Opakowanie
W obu przypadków opakowanie jest ładne. Bourjois ma bardzo dobrą pompkę, która ułatwia użytkowanie i jest higieniczna, oraz buteleczka jest przezroczysta. Widzimy ile zostało nam produktu, bardzo to jest na plus. Jeśli chodzi o Lily Lolo sytuacja jest podobna. Opakowanie przezroczyste, sama forma nie stanowi problemu, trzeba się przyzwyczaić.
2. Konsystencja i użytkowanie
Konsystencja Bourjois jak wiecie jest płynna. Całkiem nieźle rozprowadza się po skórze, ale jak sie spieszymy i robimy to niedokładnie, to mamy pewne po prostu plamy na skórze.Ponadto produkt często oksyduje, fatalnie wygląda jak ma się pomarańczowy odcień skóry :/ Z podkładem mineralnym nie zauważyłam takiego problemu. Nigdy nie miałam po nim plam, a nie raz pozwoliłam sobie na naprawdę szybkie nakładanie makijażu. Bezproblemowo rozprowadza się po skórze. Konsystencja jakby pudru.
3. Krycie
W obu przypadkach jest ono średnie i jeśli mamy jakiś większy problem to korektor jest must have. Jednak tu warto dodać, ze gdy mam na swojej twarzy podkład mineralny, to mimo średniego krycia wygląda on bardzo naturalnie. Naprawdę wiele razy usłyszałam, ze przecież ja nie mam na sobie makijażu :3
4. Wchodzenie w zmarszczki
Bourjois wchodzi, a Lily Lolo nie i tyle :D
5.Wpływ na skórę
Żaden z podkładów mnie nie zapchał.
6. Cena
Bourjois mozemy bezproblemowo dostać za 30 zł na promocjach, Lily Lolo to 82zł :(
Czasami są małe promki jak 10%.
Podsumowując, mimo jednej wady jaką jest cena zdecydowanie stawiam na podkład mineralny na tą chwilę. Czy powrócę do innych podkładów? Pewnie tak, ale to w przyszłości :)
Chanel, jedna z najbardziej znanych marek na rynku. Każdy zna chyba perfumy Chanel, które podbiły serca kobiet na całym świecie. Jak wypada ta marka w przypadku innych produktów ?
Zapraszam na post :3
Producent, tak jak w przypadku wielu innych maskar składa wiele obietnic. Między innymi : błyskawiczny efekt makijażu tuż po nałożeniu, rzęsy będą grubsze oraz wydłużone, typowe prawda?
Sam produkt moim okiem wygląda bardzo klasycznie. Opakowanie jest bardzo proste, nie przesadzone, wykonanie również dobre, znaki wygrawerowane, a nie naklejone.
Tusz na pewno nie ma brzydkiego zapachu, nazwałabym bardziej neutralnym.
Szczoteczka jest gumowa, tusz ładnie się rozprowadza, rzęsy nie są sklejone.
Tusz również się nie obsypuje do nawet 10h.
Tusz w skrócie okazał się naprawdę trafionym prezentem. Jednak czy kupiłabym go sama dla siebie ? Zdecydowanie nie. Uważam, że 169zł to zdecydowanie za dużo na tusz. Myślę, że do 100 zł na spokojnie można znaleźć tak samo dobry tusz.
Zapraszam na post :3
Producent, tak jak w przypadku wielu innych maskar składa wiele obietnic. Między innymi : błyskawiczny efekt makijażu tuż po nałożeniu, rzęsy będą grubsze oraz wydłużone, typowe prawda?
Sam produkt moim okiem wygląda bardzo klasycznie. Opakowanie jest bardzo proste, nie przesadzone, wykonanie również dobre, znaki wygrawerowane, a nie naklejone.
Tusz na pewno nie ma brzydkiego zapachu, nazwałabym bardziej neutralnym.
Szczoteczka jest gumowa, tusz ładnie się rozprowadza, rzęsy nie są sklejone.
Tusz również się nie obsypuje do nawet 10h.
Tusz w skrócie okazał się naprawdę trafionym prezentem. Jednak czy kupiłabym go sama dla siebie ? Zdecydowanie nie. Uważam, że 169zł to zdecydowanie za dużo na tusz. Myślę, że do 100 zł na spokojnie można znaleźć tak samo dobry tusz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)